W parku alejką

Zapyta Bóg w swym niebie,
jak spłacę dług,
ja nie wiem.

Raz, Dwa, Trzy

 

Szedłem niedawno przez pobliski park, na zakupy do Biedronki. Dołączył do mnie młody mężczyzna, pytając, kim jestem i co propaguję. Zupełnie zbił mnie z tropu tym wstępnym założeniem, ale odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jestem mnichem i nie propaguję niczego. Chyba mu się spodobało. Przez chwilę szliśmy razem, rozmawiając. Trochę słuchałem i trochę odpowiadałem, pytając siebie w duchu, czy to dobrze, że niczego nie propaguję. Ale przyszło mi do głowy, że jeżeli moje życie, choćby w zupełnym milczeniu, do nikogo nie przemówi, to słowa już wiele do tego nie dodadzą. Albo przyniosą efekt odwrotny do zamierzonego. Nie spytał mnie mój rozmówca, chociaż pewnie mógłby, po co wobec tego jesteśmy na świecie. Jaki ze mnie pożytek. Prawdę mówiąc, obawiam się, że żaden. Pracuję jak wszyscy, owszem, żeby móc chodzić na zakupy i w drodze gawędzić z nieznajomymi, ale ta praca nie przyczynia się specjalnie do rozwoju ludzkości. Co do pozostałych zajęć, to one też nikomu nie przynoszą wymiernego pożytku.

A jednak do mnie podszedł, chociaż nie było mu po drodze. Twierdził, że czuje ode mnie dobrą aurę. Nie jest religijny, ale wierzący, i chce pogadać. Dobrze mówił o Jezusie. A ja nie bardzo wiedziałem, jak się do tego zabrać. Więc może po to jesteśmy. Żebyczasem ktoś przy nas poczuł się dotknięty przez dobro. Na tyle wyraźnie, abypodejść do nieznajomego. Żałowałem potem, że nie rozmawialiśmy dłużej. Czy potrafiłbym mu wytłumaczyć, że Bóg wart jest tego, byspędzić życie na szukaniu Go, słuchaniu, poznawaniu? Że wart jest wszystkiego? Że to się nigdy nie kończy i nie nudzi, i stąd ta aura, bo przecież nie ode mnie. Potrafiłbym to wszystko powiedzieć – tam, w parkowej alei, w drodze do sklepu? I czy usprawiedliwiłbym w ten sposób przed nim moje życie? Albo może spróbowałbym wyjaśnić, jak rozumiem różnicę między propagować a dzielić. Ale nie było czasu i niczego nie wyjaśniłem. Zanim ochłonąłem z pierwszego wrażenia, zniknął. Podał mi rękę, wymieniliśmy swoje imiona i wrócił do kolegów na ławkę.

“Zrozumiałam – mówi powieściowa Janina Duszejko – że należymy do tych ludzi, których świat bierze za bezużytecznych. Nie robimy nic istotnego, nie produkujemy ani ważnych myśli, ani potrzebnych przedmiotów, pożywienia, nie uprawiamy ziemi, nie napędzamy żadnej gospodarki. Nie przysporzyliśmy dotąd światu żadnego pożytku. Nie wpadliśmy na pomysł żadnego wynalazku. Nie mamy władzy, nie dysponujemy niczym oprócz naszych małych włości. Wykonujemy swoje prace, ale one są zupełnie bez znaczenia dla całej reszty. Gdyby nas zabrakło, nic by się właściwie nie zmieniło. Nikt by tego nie zauważył. Plon mojego życia nie jest budulcem niczego, ani w moim czasie, teraz, ani w żadnym innym, nigdy. … Wszyscy znają korzyść z pożytecznego, ale nikt nie zna pożytku z nieużytecznego”[1].

Wygląda na to, że przynajmniej nie jesteśmy sami.

[1]      Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych.

udostępnij na FB

POZNAJ INNE ZAPISKI