U siebie w drodze (2)

Zakorzenienie jest być może najważniejszą
i najbardziej nieznaną z potrzeb ludzkiej duszy.
Jedną z tych, które najtrudniej zdefiniować.

Simone Weil

Oczywiście, zakorzenienie. Wrastając gdzieś w ziemię, włączyć się w płynący pod powierzchnią strumień życia. Żeby być kimś i żeby być skądś. Nie ulecieć z wiatrem, który gna po świecie raz tu, raz tam, albo w górę, donikąd, jakby nie było żadnej grawitacji. Ale ziemia to nie tylko ziemia. Również ci, którzy byli przed nami – to, co przeżyli, co zdołali zrozumieć, nazwać, zapisać. Przemijając, zostawiali po sobie kolejne warstwy tego, co dzisiaj jest naszym podłożem. Sami się nim stawali. Wrastamy w ich życie, w ich odkrycia i nadzieje, w nich samych. Rodzą nas w ten sposób. A jednak Magda Heydel ma rację: „Jednoznaczność zakorzenienia i pewna stałość to przecież iluzja: ruch ludzi, towarów i idei jest wszechobecny, co więcej – każde stabilne miejsce ruchowi właśnie zawdzięcza tożsamość i żywotność” (Zamieszkać w podróży).

Mieszkam w samotnym pokoju z widokiem na Torwar. Na Wisłostradę i trybuny Legii. Mieszkam na granicy światów. Mam w zasięgu wzroku, na wyciągnięcie ręki, osiemnaście wieków monastycznej historii i ponowoczesną stolicę. Egipt, Palestynę, ascetów, stylitów, a obok kongresy i manifestacje. Te dwa światy zawsze rozdzielał mur klauzury, starannie i nieodwołalnie. Także symbolicznie. Ale tu go nie ma. Nie mogę sobie wybrać, do którego chcę należeć, bo jestem w obydwu i oba są we mnie. Więc raczej pozwolić, żeby się spotkały. Samemu stać się miejscem spotkania. Nie próbować rozdzielać, skoro już tu są. Zobaczyć, co z tego wyniknie, czy będą rozmawiać. Albo czy chociaż przyjrzą się sobie z zainteresowaniem.

Mieszkać w strefie pogranicznej znaczy nieustannie przekraczać granicę w obie strony. Tu i tam szukając Obecnego, który mieszka w obu światach, chociaż nie tak samo. Ruchem wahadła wychodzić i wracać, przenosząc z jednej strony na drugą choćby niewiele, choćby tylko proch na podeszwach butów. Na zmianę słuchać własnego serca i głosu świata, gdy mówią swoimi tak odmiennymi językami. Czasem udaje się coś w rodzaju przekładu. Pojawia się nić porozumienia, przez chwilę wydaje się, że możemy mówić o tym samym. Stare odzyskuje świeżość i blask, nabiera kolorów, wraca z całą mocą dawnego życia. Daje się wypowiedzieć bliskimi słowami. Nowe napełnia się sensem, któremu nie szkodzi upływ czasu. Żywym, życiodajnym. „Brak dopływu, izolacja i szczelne granice nie wspierają rozwoju miejsc; przeciwnie, skazują je na zastyganie w sztywnych formach, podporządkowują gotowym wzorcom, zabraniają zadawać pytania o siebie, przekreślając próby zrozumienia samych siebie”. Prawda, Pani Magdo, prawda.

udostępnij na FB

POZNAJ INNE ZAPISKI