U Pana Boga za piecem

W osiemdziesiątym szóstym zamieszkałem w drewnianym domu na odludziu.
Nocą ciemność po prostu wchodziła do środka. Przenikała nie tylko przez szyby,
ale przez stare, suche drewno belek, przez wypełnione mchem i gliną spoiny.
I razem z ciemnością te wszystkie dźwięki, których wcześniej nie znałem.
Leżałem w mroku i nasłuchiwałem.

Andrzej Stasiuk

 

Pustelnia na wsi to nie to samo, co pustelnia w mieście. Samotność jest tutaj bardziej samotnością. W mieście, pośród samochodów i ludzkich głosów, nie jest tak jednoznaczna. Nawet jeżeli nie słychać ich przez okna i ściany pustego pokoju, to wiadomo, że są blisko, i zwyczajnie się je czuje. Trzeba szukać samotności gdzieś w sobie, wewnętrznie emigrować, robić tak, jakby miasto nie szumiało, chociaż przecież szumi. W lesie samotność po prostu jest i cisza po prostu jest, bez szukania. Gęstnieje, niemal się materializuje. Ogarnia ze wszystkich stron, ciasno obejmuje. Nie trzeba specjalnie szukać niewidzialnego. To niesamowite, jak ono po prostu jest.

Ale przedtem wszystko inne musiało się wycofać, usunąć, ustąpić miejsca. To jest właśnie pustynia, miejsce, w którym rzeczy ustąpiły miejsca niewidzialnemu. Rzeczy, sprawy, plany, niepokoje. W górach Algierii czy w lesie na Podlasiu, wszystko jedno. Wiara przybiera postać, którą można by nazwać ciemnością. Nie ma żadnych uniesień ani „przeżyć religijnych”. Cisza w uczuciach jest większa od tej na zewnątrz – tam śpiewają ptaki i wiatr szeleści w drzewach. Tylko Obecność – jak niewidzialne, bezwonne powietrze, które cię otacza, wypełnia, w którym jesteś zanurzony. Jeżeli to jest ciemność, to dziwnie jasna. Oddycha się sensem, oddycha się światłem.

Na miejskiej pustyni, skąd przyjechałem i dokąd wrócę, ta Obecność przychodzi inaczej. W ciszy poszukiwanej, odnajdywanej, traconej i znów odnajdywanej. W ciszy upragnionej, ale niemożliwej, nieosiągalnej. W takiej też przychodzi. Ale ma jeszcze inne sposoby. Zjawia się na przykład w spojrzeniu, które próbujesz uchwycić, odczytać, jeśli jesteś wystarczająco obecny i uważny. Trzeba mieć w sobie dużo ciszy, żeby usłyszeć spojrzenie. Dlatego najlepsze są te spotkania, w które wchodzi się prosto z własnego wnętrza. Albo z miejsca, gdzie teraz jestem.

Jest jasne wiosenne południe. Sygnaturka zza lasu dźwięczy srebrzyście. Sąsiad pustelnik dzwoni na modlitwę. Nie pójdę, tutaj odmówię. Potem obiad – wczorajszy szpinak z dzisiejszym grochem, makaron. I jabłko. Wieczorem spotkamy się przy ołtarzu. Położymy na nim cały ten dzień, jego, mój, twój. Pomyślimy o miejskich i wiejskich pustyniach, i o tych, co na nich żyją. Powiemy sobie „do zobaczenia”. Do zobaczenia.

udostępnij na FB

POZNAJ INNE ZAPISKI