Exodus

Time is out of joint…
Hamlet

 

Lubię mieć wszystko poukładane. Staram się narzucić biegowi czasu i różnym swoim sprawom pewien rytm – daje mi to równowagę, poczucie bezpieczeństwa, poczucie sensu. Trzeba mieć jakiś pomysł na życie: kim się jest, co chce się osiągnąć, o czym się marzy. Podobno głęboka samoświadomość pozwala żyć prawdziwiej…

Jestem częścią pokolenia, które żyło w świecie bez głodu, ognia i wojny, o „powietrzu”, czyli zarazie, nie wspominając. Co innego moi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie – wszyscy oni mogli doświadczyć, w mniejszym lub większym stopniu, kruchości własnych osiągnięć i planów, chwiejności i niepewności swojego losu. Ich życie w każdej chwili mogło zostać niejako wzięte w nawias. W takich momentach ujawniała się wartość dokonywanych wyborów, ukazywała się prawda uczuć i przekonań.

Czytam rozdział po rozdziale Księgę Wyjścia, mam przed oczami historię Mojżesza. Jak bardzo musiał się on natrudzić, by doprowadzić swój lud do granic obiecanej ziemi. Tak wiele na tej drodze było zakrętów i buntów, tak mało wierności. Okazało się szybko, że „ciepła woda w kranie” i mała stabilizacja w kraju niewoli były dla wielu – dla większości – Izraelitów „lepszym wyjściem” niż exodus, oznaczający wyjście w nieznane, obietnicę wolności. Jak Mojżesz mógł ich pozbawić bezpieczeństwa, wygody, spokoju? I w imię czego? – pytał lud wyprowadzony na pustynię.

Żeby trafnie coś ocenić, potrzebujemy zwykle dystansu, oddalenia w czasie lub w przestrzeni. Dopiero wtedy kształty rzeczy i wydarzeń nabierają formy, objawiają swój sens. Tak jest z reguły. Ale czasem zdarza się coś, co jak blask flesza oświetla z nowej perspektywy to, co nas otacza, i pozwala odkryć jakąś ważną, wcześniej niedostrzeganą prawdę, albo przynajmniej przeczuć jej obecność.

Rozwijająca się właśnie epidemia wirusa pozbawia nas spokoju, wywołuje lęk, rodzi dziesiątki pytań o teraźniejszość i przyszłość. Pewność stała się niepewna. Czy ta „awaria systemu” może być okazją do czegoś nowego – nowego początku, nowego spojrzenia na życie? Gdy już wyjdziemy z powrotem z naszych domów na świat – jakie to będzie Wyjście?

Wracając przez pustą Warszawę z nocnej adoracji, zrozumiałem, że to spotkanie w ciszy pozostaje jedynym trwałym i niezmiennym punktem odniesienia dla mojego „tu i teraz”. Ta jedna godzina na Łazienkowskiej napełniła mnie pokojem i ufnością – bardzo mi ich w ostatnich dniach brakowało. I milczenia, w całym tym zgiełku. Nie wiem, co będzie dalej. Wpatruję się w Jego miłosierne oblicze i czuję, jak wiele już teraz chciałbym zmienić.

franciszek

udostępnij na FB

POZNAJ INNE ZAPISKI